- ks. Tomasz Delurski
O spowiedzi z zupełnie innej perspektywy cz. 6

Z drugiej klasy szkoły podstawowej pamiętamy także o tzw. warunkach dobrej spowiedzi. Ważna tu jest zarówno nazwa tychże jak i ich kolejność. Nieporozumieniem jest robienie rachunku sumienia, żalu za grzechy, postanowienia poprawy w kolejce do konfesjonału podczas Mszy świętej. Ponadto złe przeprowadzenie tych ćwiczeń może spowodować, że spowiedź będzie nieważna lub spotkamy się w konfesjonale z odmową rozgrzeszenia (więcej na ten temat w punkcie o samej spowiedzi). Otóż zanim zaczniemy od rachunku sumienia, przypomnijmy, że należy stanąć w obecności Boga, uświadomić sobie Jego miłość, można patrzeć na krzyż, dać sobie czas. Poprosić Ducha Świętego o światło na tej drodze, o pełną uczciwość, o Boże oczy, które patrzą na nas z miłością.
Rachunek sumienia. Polska nazwa bywa myląca, podpowiada bowiem jakiś rodzaj księgowości grzechów. Nazwa łacińska jest chyba bliższa istocie tego ćwiczenia (celowo używam tu słowa ćwiczenie, ponieważ wymaga ono trudu, oraz prowadzone regularnie i w sposób prawidłowy przyczynia się do wykształcenia pewnej sprawności). Otóż jest to pewnego rodzaju egzamin sumienia, w którym jak w lustrze odbijamy swoje myśli, czyny, słowa i zaniedbania. Wspominałem już o prawości sumienia jako warunku dobrej spowiedzi. Otóż tę prawość ćwiczymy właśnie w rachunku sumienia poprzez “akt, który powinien być nie tylko trwożliwą introspekcją psychologiczną, ale szczerą i spokojną konfrontacją z wewnętrznym prawem moralnym, normami ewangelicznymi podanymi przez Kościół, z samym Jezusem Chrystusem, który jest naszym nauczycielem i wzorem życia, oraz Ojcem niebieskim, który powołuje nas do dobra i doskonałości” (Jan Paweł II). Potrzeba tu pokory, aby przyznać Bogu rację, oraz Kościołowi Rzymskiemu, że nieomylnie naucza pewnych prawideł, choć my nie musimy wszystkiego rozumieć. Pozwala to zobaczyć innych oczyma Boga i wybaczyć im krzywdy, które nam zadali, oraz zrobić pierwszy krok do przebaczenia samemu sobie a także wyciągnąć wnioski na przyszłość. Rachunek sumienia może być formą modlitwy, w której nie tylko przypatrywać się będziemy naszym upadkom, ale także pozwolimy sobie na odkrycie Bożego działania w nas poprzez postęp duchowy w jakiejś dziedzinie. Warto u początku rachunku sumienia odbyć conffesio laudis, aby przed sobą i spowiednikiem zdać sprawę z dynamiki życia duchowego. Najlepiej ćwiczyć swoje sumienie, robiąc codzienne rachunki sumienia. W duchowości katolickiej znana jest modlitwa na zakończenie dnia zwana kompletą. Rozpoczyna się ona rachunkiem sumienia z dnia, który właśnie się kończy. Jest to pozostałość po starej i pięknej praktyce zwanej meditatio mortis (medytacja śmierci). Polegało to w skrócie na uświadomieniu sobie przed spoczynkiem tego, co powinniśmy jeszcze zrobić przed snem będącym analogią śmierci. Oddać komuś jakąś własność, przeprosić kogoś tak, aby żadnego “długu” nie przenosić na życie po śmierci. Warto wrócić do podobnej praktyki, codziennego rachunku sumienia przed snem, rozpatrując swoje postępowanie w ciągu całego dnia. W rachunku sumienia musimy odróżnić grzechy śmiertelne (te trzeba koniecznie wyznać co do ilości i okoliczności mogących wpływać na ocenę moralną), od grzechów lekkich. W przypadku wątpliwości co do ciężaru grzechu, przy prawym sumieniu, można przypuszczać na 99 procent, że mamy do czynienia z grzechem lekkim. Można wtedy przystąpić do Eucharystii, wzbudzając normalny żal za grzechy i odmawiając spowiedź powszechną na początku Mszy świętej. Jezus nie został w Eucharystii jako nagroda za dobre sprawowanie, przecież nikt nie zasłużył na taki dar. Wracając do praktyki rachunku sumienia. Jak wykonać to ćwiczenie poprawnie? Otóż można posługiwać się kilkoma metodami. W przypadku częstej spowiedzi, jest to łatwiejsze, na tym polega funkcja cnoty. Kolejnym nieporozumieniem jest także robienie rachunku sumienia z długiego okresu, poprzez zastanowienie się. To bardzo częsta przypadłość tego ćwiczenia. “Tak się zastanowiłam co źle zrobiłam”.
Otóż po pierwsze rachunek sumienia obejmuje słowa, myśli, uczynki i zaniedbania.
Po drugie jeśli ktoś się spowiadał ostatnio 5 lat temu i opowiada, że tak właśnie robił rachunek sumienia, to proszę go wtedy by powiedział co jadł na kolację 3 lata temu, 12 marca.
Najczęściej taki przykład i wytłumaczenie tego błędu skutkuje. Niemniej przy takim rachunku sumienia należy odłożyć rozgrzeszenie, ponieważ generalnie konfesjonał nie jest miejscem, gdzie kapłan dokonuje rachunku sumienia za penitenta. Można więc posłużyć się rachunkiem sumienia gotowym, znajdującym się np. w książeczce do nabożeństwa lub internecie.
Niebezpieczeństwo tej metody polega na pewnym schemacie, poza który po jakimś czasie trudno wyjść. Poza tym, takie gotowce, nie wprowadzają różnicy między kobietą a mężczyzną, wolnym a zamężnym, księdzem a świeckim itd. Różne obowiązki stanu powodują, różne formy relacji, zobowiązań i zróżnicowanie grzechów w ich obrębie.
Tak więc można dokonywać rachunku sumienia za pomocą tekstów biblijnych (np. hymnu o miłości, modlitwy Ojcze nasz, przypowieści o marnotrawnym synu). Można posłużyć się katechizmem zawartym w książeczce do nabożeństwa. Otóż znajdziemy tam różne formy wyszczególnionych grzechów np. grzechy główne z pychą na czele, to te wady od których pochodzą inne.
Wykryć należy zasadniczy problem, omijanie bowiem problemu głównego sprawi, że będziemy zajmować się plamą na obrusie, podczas gdy płonie dom. Dalej znajdują się grzechy cudze, z których jak pokazuje praktyka, spowiadamy się równie rzadko jak z zaniedbań dobra. Jeśli uczestniczymy w czyimś grzechu, jeśli go pochwalamy, zachęcamy, aprobujemy, jeśli nie ujawniamy grzechu, gdy to konieczne lub chronimy grzesznika przed sprawiedliwą karą, popełniamy tzw. grzech cudzy. Jest bardzo ważne przypomnienie ponieważ mnóstwo grzechów hula po świecie ponieważ nikt im się nie przeciwstawił. Zgoda rodziców na życie bez ślubu dzieci, korupcja, mowa o tolerancji zasłaniającej grzech, wszędzie tam popełniamy grzech zwany cudzym, za który odpowiadamy moralnie. Znaleźć można także np. grzechy wołające o pomstę do nieba itd. Można także zrobić rachunek sumienia w oparciu o dekalog. Należy jednak uważać, aby nie traktować tej formy na sposób skrótowy tzn. piąte “nie zabijaj”, przecież nie zabiłem nikogo, idę dalej. Dekalog bowiem jest streszczeniem moralności i hasłem wywoławczym dla przestrzeni dużo szerszych niż tylko prosty zapis “nie zabijaj”. Warto w tym miejscu sięgnąć do Katechizmu Kościoła Katolickiego, w którym każde z przykazań zostało dość dokładnie zanalizowane. Proste “nie kradnij”. Niby oczywiste, ale gdyby zastanowić się nad zmarnowanym czasem, który można było poświęcić rodzinie. Gdyby sprawdzić wszystkie pliki i programy na komputerze oraz ich legalność. Gdyby zdać relację z rzetelności pracy. Gdyby zbadać sumienie pod kątem mienia publicznego i mojego stosunku do dobra wspólnego. Gdyby zważyć zmarnowaną żywność, zbadać talenty, które z lenistwa zaniedbaliśmy. Gdyby dokładnie sprawdzić zeznania podatkowe itd. Zwykłe “nie kradnij”?

Dekalog zazwyczaj przedstawiany jest w formie dwóch tablic. Na pierwszej są przykazania dotyczące Boga (I-III), na drugiej dotyczące człowieka i jego relacji z innymi (IV-X). Warto zauważyć, że przykazania są ułożone w pewnej kolejności od najważniejszego. Pierwsze jest pierwsze. Stosunkowo łatwo nam analizować drugą tablicę i rozpoczynać spowiedź od szóstego przykazania, podczas gdy problem leży w pierwszym. To sex jest moim bogiem, ja uczyniłem się bóstwem, ambicję, pracę, używki, cokolwiek. Złamanie pierwszego przykazania wcale nie skutkuje ateizmem, skutkuje wiarą we wszystko inne poza Bogiem i swego rodzaju kultem. Kolejność przykazań ukazuje to, co nazywamy porządkiem miłości. Najpierw jest Bóg, potem rodzina, na końcu inni ludzie. Taki też kierunek powinien mieć rachunek sumienia. Warto wiedzieć, że dekalog jest tak kompletnym streszczeniem zasad, że państwo Izrael po dziś dzień nie ma konstytucji… Trzeba tu zaznaczyć jeszcze jedną możliwość. Otóż z niektórymi grzechami związana jest kara kościelna. Jest to dość skomplikowany problem ponieważ nie każdy kapłan może zdjąć taką karę przed udzieleniem rozgrzeszenia. Ogólnie polega to na tym, że w przypadku najcięższych grzechów człowiek zaciąga karę kościelną. Najczęstszym takim przypadkiem jest grzech aborcji, który pociąga za sobą (przy spełnieniu warunków, o których pisałem wcześniej w stosunku do grzechu ciężkiego) karę ekskomuniki latae sententiae zarezerwowaną Stolicy Apostolskiej. Brzmi to mądrze, a polega na nałożeniu kary przez sam fakt dokonania czynu na osobę, która dokonała aborcji, jak też na wszystkich, którzy jej pomagali, zachęcali oraz pozytywnie współdziałali. Nie potrzeba tu żadnego wyroku sądu, człowiek dopuszczający się takiego czynu sam ściąga na siebie tę karę i stawia się poza wspólnotą (ex communio) Kościoła. Warto tu wspomnieć o sprawie “Agaty”, której miejsce aborcji wskazała ówczesna minister, dzisiejszy marszałek Sejmu, Ewa Kopacz, lekarz pediatra… Tak jak pisałem tego typu kary nie może zdjąć każdy kapłan ze względu na wagę grzechu. Jeśli jednak mimo całego procesu rachunku sumienia nadal ktoś twierdzi, że jest jak Matka Boża i Pan Jezus, tzn. bezgrzeszny to dedykuję mu ten fragment Pisma: “Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. (…) Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, czynimy Go kłamcą i nie ma w nas Jego nauki” 1 J 1, 8–10. Dalej, na pewnym etapie życia duchowego nie popełnia się już grzechów śmiertelnych i minimalizuje się grzechy powszednie. Nie znaczy to jednak, że osiągnęliśmy już stan niebiańskiej szczęśliwości. Otóż unikanie grzechu to dopiero połowa drogi. Należy bowiem wypracowywać cnoty i dążyć do zjednoczenia z Bogiem przez ascetykę oraz mistykę.
cdn.